poniedziałek, 17 marca 2008

stan trzeci w błękitach, czyli robi się gorąco

Udało się kupić 80min taśmy! Mam teraz grubo ponad dwie godziny na LP. Pomna jednak działań suszarkowych postanowiłam kolejne „studio” ustawić w łazience na podgrzewanej podłodze. I znowu: statywy, przedłużacze, kable, kabelki, sprzęty, kartka, oświetlenia, próbne kadry i temperatura nastawiona na 25 stopni. Hope, że kocioł nie ekspoloduje .Kolejna kostka lodu czeka na wielkie wyjście z zamrażarki. W domu buzowało, grzejniki dawały pełną parą... a podłoga w łazience ani drgnie o stopień. 10 minut. Nic. 15 minut. Nic. 30 minut. No i nadal jedno wielkie NIC... Północ za pasem, jutro muszę zwrócić kamerę.
Jak nie pałą, to go kijem. Statywy, przedłużacze, kable, kabelki, sprzęty, kartka, oświetlenia powędrowały do kuchni, gdzie przy zamkniętych szczelnie drzwiach 4 grzejniki na kuchence pokazały swoją moc. Próbne kadry, lewo, prawo i tylko ta niepewność: w którą stronę pójdzie kolejna zmiana stanu. Poziomica pokazuje niby idealną równość blatu, ale którz to wie, co mnie jeszcze zaskoczy...
Ze wstydu, nie przyznam się co było przyczyną przerwania nagrania po 30 min i konieczności wzięcia kolejnej płachty papieru, kolejnych ustawień kamery, aparatu i kolejnego wejścia kolejnej kostki lodu.
W miarą upływu czasu kostka przyzwoicie topniała, temperatura powietrza rosła, a kolejne części garderoby lądowały na podłodze. Przysłowie mówi chyba o rozbieraniu się do rosołu, a tu? proszę bardzo: do kostki lodu :) I kto by pomyślał: co jedna kostka lodu jest w stanie zrobić z człowiekiem :)
Było dosyć późno, czy raczej patrząc od strony poranka już wcześnie, gdy odciągałam kałużę przy pomocy papierowych ręczników przenoszonych nad głównym aktorem na talerzyku. Chyba żadna kropla nie spadła tam gdzie nie powinna. Było za gorąco, za sucho i za późno, by to zarejestrować analizatorem wzrokowym :) O mały figiel kałuża wyszłaby z kadru, ale udało się ująć całość. Zwinęłam rozgrzane do czerwoności „studio” i padłam wyczerpana w ramiona Morfeusza. A tam? Śniłam o kostkach lodu, które płonęły żywym ogniem. Może to jakiś pomysł na moje przerywniki-cięcia? A może zostawić tak jak jest... A jest śladowo i chyba to jest TO.
Jutro mam nadzieję zgrać zarejestrowane na taśmie filmy i... zobaczyć co z tego wyszło. Ufając, że nie będzie to szydło z worka, pozdrawiam czytających i załączam poklatkowe zdjęcia z trzeciej odsłony Zmiany Stanu Skupienia – niestety z czarnymi paskami po bokach, ale zaćmienie umysłu tłumaczę zbytnią ilością gorących wrażeń przekornie związanych z lodem.