.. ale najpierw poproszę o akcept obrazu. Tak wiem, podobno najpierw należy robić dźwięk, a dopiero później obraz, lecz ja widocznie mam dokładnie na odwrót. Czas mnie nagli, pociecha od tygodnia słania się w 40-stopniowej gorączce, ja sie słaniam w związku ze wzmiankowanym, widmo szpitala chyba wisi nad nami (w sumie niech wisi, grunt, by nie spadło :) Walczę zatem na 3-9-20 frontach na raz i chcę, jak najszybciej się da, zapiąć całość na ostatni no, może przedostatni guzik, bo reszta leży w powijakach i błaga o moją atencję... a ja nic, tylko skupiam się w stanie totalnego topnienia.
A zatem co tu mamy oprócz kilkunastu godzin pracy i oczu na zapałkach:
- są 4 nowe przerywniki + jeden wyrzucony
- nieco zamieszania w statycznym topnieniu
- "zawrotnie" wydłużony czas o kilkanaście sekund
- i całą masę zacięć progamu, w którym składam te "poklatki" i opadają mi już łapki
Co do dźwięku, to już pisałam ostatnio: cudów nie zrobię niestety, ale może uda się tak go dobrać i złożyć, że będzie w miarę bezbolesny dla odbiorcy.
pozdrawiam, z topnijejącymi w oczach siłami
ps jeśli pierwszy przerywnik, mimo zmiany, będzie lepiej wyrzucić - nie stawiam oporów
wtorek, 29 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)