niedziela, 16 marca 2008

stan drugi w pomarańczach, czyli kolejne niespodzianki

Studiowanie instrukcji obsługi kamery cyfrowej zajęło trochę czasu i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że kamera cyfrowa i owszem, ale zapis na jest na kasecie...OK, nabyłam najdłuższą kasetę 60 min, co po włączeniu opcji nagrywania na LP dawało max 1,5 godziny filmu. Czy to wystarczy do zmiany stanu skupienia i wyschnięcia? Chyba tak.
Będąc dobrej myśli zaopatrzona w niezbędne ilości gniazdek wtykowych ustawiłam „studio”. Na jednym statywie aparat (już bez automatycznego pomiaru ostrości i z naładowaną na maxa baterią), na drugim kamera (podłączona do prądu, gdyż wydolność baterii wg opisu technicznego nie przekraczała 1 godziny). Oświetlenie jedno, oświetlenie drugie, wstępne przymiarki do kadrowania z obu punktów, kostka posadzona i wielka niewiadoma: w która stronę pójdzie topnienie... Wyjdzie z kadru, czy nie wyjdzie?
A swoją drogą ciekawe czy ktoś wie jak długo topi się kostka lodu w temperaturze powietrza 21,5? O, błoga nieświadomości. Prawie 2 godziny!!! W ruch poszła zatem suszarka do włosów i podgrzewanie stołu od dołu - wciśnięcie się z nią pomiędzy wszystkie kable i sprzęty było niezłą ekwilibrystyką. Najpierw, próbując wetknąć ów kolejny sprzęt w gąszcz kabli w listwie, nieopatrznie wyłączyłam główne oświetlenie. Za drugim podejściem kamerę. Statyw z aparatem się przesunął, a przy zmianie omdlewającej ręki uzbrojonej w źródło ciepła, stół zadrżał nie raz, co kamera oczywiście skrzętnie zarejestrowała... Nie ma co, filmowiec ze mnie jak z koziej ....... trąba.
Kostka stopniała, zostało 15 min do końca kasety, a ja zostałam z kałużą wody, która raczej w kwadrans sama nie wyparuje, a i papier nie wyschnie. Odsysanie wody strzykawką wydawało się dobrym pomysłem do czasu jak, nie wiedzieć dlaczego, drobinki kropelek wody wystrzeliły z niej tuż obok głównego bohatera czyli kałuży. Ręczniki papierowe poszły w ruch. Kamera stop. Odessać. Kamera w ruch. Zdjęcie. Kamera stop. Odessać. Kamera w ruch. Zdjęcie. Za dobrze szło, więc wieeeelka kropla wody musiała, po prostu musiała spaść tam, gdzie spaść nie powinna... Stało się. Trudno. Jadę dalej.
Kałuża „wyschła” teraz trzeba wysuszyć papier. Suszarka poszła po raz kolejny w ruch. Tym razem już od góry. No i... no i papier się przesunął, papier powrócił, papier poszedł w górę, papier opadł, papier wysechł. Koniec.
Następnego dnia okazało się, że mimo wgrania odpowiednich sterowników, filmu z kamery nie ma jak zrzucić, bo jako taka nie istnieje dla mojego komputera. Decyzja o kupnie kolejnej taśmy została powzięta. Będzie kolejna próba, ale o tym za moment w kolejnej odsłonie. Co wyszło z tego topnienia można zobaczyć w załączonym pliku zrobionym z poklatkowych zdjęć (tylko proszę nie pytać mnie dlaczego kostka w pierwszym ujęciu nie topi się od zera...)

PS1 szczególne ukłony dla Asi - naszego guru od PhotoShopa - gdyby nie ona obróbka 60 zdjęć z 2-ch godzin wydłużyłaby się chyba w nieskończoność. Opcja Create new fill or adjustment layer zadziałała jak nalezy THX!

PS2 Okazało się, że nijak nie idzie załadować jpg'ów do Premiera. Przyjmuje mi tylko tiffy. Przeejścia są kolejną zagadką. Wstawiłam, są, ale nie działają. Jak niepyszna powróciłam do Pinacla. Likwidacja nieszczęsnych bocznych, czarnych pasków wymagała kolejnych eksperymentów. Format umożliwiający ich nieobecnośc to 720x541. Ciekawe co?

1 komentarz:

ef-gh pisze...

poza tym, że było tu sporo niefortunnych okoliczności, które dyskwalifilikują chyba tę wersję Stanu Supienia, to nieoczekiwanie i wyjątkowo sugestywnie w końcówce wysechł papier unosząc całość i ściągając... ku sobie, poprzez siebie